Najnowsze komentarze
@MotoVoice12 - sprawnośc juz właśc...
Ach, Alpy - może kiedyś... Przewod...
@ Okularbebe - tak, zdecydowanie b...
Szacunek bo byłeś w tych wszystkic...
No yamahy z tym motorem tak mają. ...
Więcej komentarzy
Moje linki
<brak wpisów>

09.12.2020 19:33

Witamy w rodzinie!

Jak sie uda, to bedzie to historyjka ilustrowana o tym, jakie i jak trafiły do nas nasze motocykle. Moze to tez być przydatny, choć bardzo niezamierzony poradnik kupowania motocykla z drugiej i pierwszej ręki.

Na poczatek to o czym wiemy wszyscy w zakresie kupowania motocykla. Nie kupujemy pod wpływem emocji i oczami. Ehe...Łatwo powiedzieć. Szczególnie komuś, kto 15 lat tyłka na 2 kołach nie posadził, nie licząc jazdy motorowerkiem i skuterami.

Zaczniemy od najpoważniejszego i najwcześniejszego motorka jaki zawitał do naszej trzyosobowej i trzymotocyklowej rodzinki, czyli od docelowo mojej Suzuki SV650. ktos by zapytał - Ale jak to najpowazniejszego, przecież Huska to 700-tka. Dojdziemy i do tego. Powolutku.

Zaczęło się szablonowo od przegladania ofert w internecie. W moim przypadku mobile i autoscout. Warto też wspomnieć o tym, ze wcale nie szukałem ofert z SV650. Nie, pierwszym wyborem była Honda VFR800, najlepiej juz ta na wtrysku ale nadal z rozrzadem na kołach zębatych co zapewniało nieśmiertelnośc jednostki, nawet jeśli byłaby wczesniej w niewłaściwych rękach. Ale jak to bywa podczas przeglądania ofert sprzedazy, cel w miarę poszukiwan sie rozmywa. Takze za sprawą ceny, bo VFR-ke w stanie takim, żeby oczy nie bolały od pękniętych plastików, zmienionej i kompletnie niepasującej kierownicy i wielu innych rzeczy, które mi sie nie podobały niestety mieściła sie w budżecie z ledwością a najczęściej go przekraczała a do tego, była gdzies tam, na drugim końcu świata zwanym dojczlandią. Średnio mi sie też uśmiechała perspektywa jechania setek kilometrów po to, by na miejscu stwierdzić ewentualnie, ze ot nie to czego szukam. A podczas samego przeglądania na ustawieniu pojemnosci od-do i nieograniczaniu sie do jdnej marki nagle obraz tego czego szukam zaczynał być coraz bardziej mglisty. Bo tu jeszcze da sie w budżecie umiescić najpiekniejszy moim zdaniem motocykl Suzuki TL1000S albo GSX750 Inazuma lub Honde CB750 Seven Fifty, VTR1000 Firestorm, Kawasaki Z750 a nawet jak dobrze poszukać to i Z800, albo dla mnie nadal niezapomnianego w kwestii wrażeń z jazdy BlackBirda...No i po miesiacu miałem tylko metlik w głowie i zadnego konketnego wyboru. Zadałem sobie wiec pytanie, jak szukac by znaleźc i żeby nie było daleko? i przypomniałem sobie o e-bay-kleinanzaigen! Hah, tu moge zawężyć poszukiwania tylko do okregu, gdzie mieszkam, ceny tez sa zwykle niższe i nie trzeba bedzie odbyć podróży na ksiezyc, by sprzeta obadać.

Pojawił sie inny problem. palety motocykli do wyboru. Juz tak kolorowo nie było. W końcu to kawałek bawarii więc...Rządzi BMW, którego w ogóle nie brałem pod uwagę. Kolejne wiec pytanie - Jaki motocykl zawsze chiałem mieć? Suzuki SV650 bez dwóch zdań. uważam go za jeden z najlepszych motocykli tej marki. Zabawne jest tez to, jak z czasem człowiekowi zmienia sie spojrzenie na pewne rzeczy. Kiedyś zakochany byłem w pierwszej edycji SV650, która do złudzenia przypominała TL-kę. Kiedy wyszła SV650 K3 po prostu nie mogłem na nia patrzeć. nie podobała mi sie, nie podobało mi sie jak obłosci zamieniono na kanty krojone tępym nożem. Dziś, po latach SV650 K3 w wersji bez owiewki podoba mi sie bardizej niż stara kiedykolwiek. jaest fajna, a kanty sa odpowiednio ostre, tak, że motorek mimo lat wygląda nadal swiezo i łobuzersko. Ok, więc SV650. W budżecie znalazłem w najblizszej okolicy dwie sztuki, z tym, że jedna była ta pierwsza, obłą wersja z owiewką a druga niewiele droższa już K3 w wersji N z kilkoma akcesoriami dorzuconymi przez właściciela i to w momencie zakupu. Na pierwszy ogień stara SV bo miałem do niej dosłownie rzut kamieniem. Cóż... nadal mi sie podoba ale jak stoje przed nią juz tak do mnie nie przemawia jak te 15 lat temu, kiedy miałem twardy zamiar, że taka kupię. Lekko przymatowiały od stania w garazu bez przykrycia lakier nie poprawiał tego odczucia, że to jednak nie to. Krótka jazda próbna. No tak, olej w przednich goleniach miał najlepszy okres juz dawno za soba, bo  o ile SV jest znana ze zbyt miękkiego prozdu to ta po prostu przy pierwszym wcale nie mocnym hamowaniu zachowała się jak skoczek odbijajacy sie z trampoliny. Przód zanurkował przy hamowaniu z 30km/h jakbym leciał co najmneij 100-ke... No nie wiem. Ale mam do obejrzenia ta drugą, nowszą, bez "czachy". Lecimy dalej.

-Ty paaaaaaa! - szepnąłem do syna, gdy przybyliśmy na miejsce i juz z daleka w głebi podwórka dojrząłem lsniącą czarnym lakierem golaskę. Każdy metr z jakim sie zblizałem do motocykla był jak ten moment, w którym nastepuje jakaś magia, kiedy już widzisz sie na tym własnie sprzecie a on szepcze do Twych myśli "Ej, czekałem własnie na Ciebie, bedzie fajnie". Tak łasnie było. Sprzedajacy cos tam gadał a ja już telepatycznie rozmawiałem z moja SV-ka, o tym, co bedziemy robić w niedalekiej przyszłosci. Jestes moja! 

Czekajcie, jak to sżło? Nie kupuj motocykla oczami i pod wpływem emocji...Mhmm... Czy jazda próbna załatwi te formalność? pewnie nie, bo oględziny trzeba zrobić przed a nie po jeźdie, która moze was tylko bardziej zauroczyć, jezeli generalnie wszystko okaże sie ok. no to sprawdzamy. Napęd i stopien naciągu, olej, klocki, stan ogólny zewnętrzny, wnetrze zbiornika paliwa (jeżeli jest metalowy, warto zajżć przez wlew, czy przypadkim moto nie stało x czasu bez paliwa i zbiornik od srodka po prostu zardzewiał), posotjowa praca zawiasu, czy moto jest "na oko" proste, czy cała elektryka działa. Odpalamy, słuchamy, pare przegazówek z obserwacją tego co sie wydobywa z rury (najlepiej jak nic sie nie wydobywa poza odpowiednim brzmieniem) i ok...Czas na jazde próbna. Zobaczymy czy bedzie rtak fajnie jak nam SV-ka telepatycznie obiecywała. A przy okazji obserwujemy tez temperature silnika i kilka innych rzeczy jakiem ozna stwierdzić tylko w trakcie jazdy. No i wyszło, że wszystko jest w sumie w porzadku, a jak na wiek motocykla (rocznik 2003) to nawet w bardzo dobrym porządku. Pomarudziliśmy nieco o cenie, kwestiach transportu, przeglądu i ok..Za tydzień zabieram moto z nowym przeglądem. Jestes moja, koniec poszukiwań. YESSSS!!! W końcu, zawsze chiałem mieć takie coś. I mam.

Ze wspomnianych ekstrasów, moto ma dolny pług, który i tak musiałem zmodyfikowac, bo producent nie przewidział wziernika na okienko od stanu oleju w silniku i musiałbym za kazdym razem odkręcać z tej strony cał ta osłonę, co mi sie średnio uśmeichało. Do tego mikroszybka nad lampą, spełniajaca w jakimś (bardzo niewielkim) stopniu rolę owiewki ale swietnie komponujaca sie z całością i craschpady boda R&G ale pozbawione nakładek, kóre sobie moge dokupić w wybranym przez siebie kolorze i kształcie, wiec w sumie nawet ok. lepiej mieć nowe, przez siebie dobrane niż takie, które pewnie już nosiły slady uzycia, bo nie ma ise co oszukiwac, tu i ówdzie było widac, że motocykl na parkingu kilka razy leżał. nie jestem przesadnym estetom by sie tego czepiac a sam kilka parkingówek w życiu jużzaliczyłem więc... No i sliczne, filigranowe lustereczka, w których...Wielkie g... widać ale wygladają świetnie. Na tyle dobrze, ze po każdej jeździe jestem zdecydowany je wymienić a przed każdą kolejną jazda jakoś tracę pewnośc, że chcę je zmienić. No i na koniec najlepsze, coś co przekona wszelkich sceptyków i co czyni z brzmiacych fajnie silników V2 silniki brzmiace zaje... Dedykowana pucha Leo Vince SBK. Miód dla spragnionego konkretnego dudnienia uszu. To praktycznie dopełniło czaru tej konkretnej sztuki i przekonało mnie całkowicie, szczególnie podczas jazdy. Jej jak to sie drze! CZas panią przedstawić. Oto i ona.

Zmęczeni? Dalej bedzie z górki.

CZas na mokry sen nastolatka czyli Aprilie RS4 125. najmniejszy motorek zakupiony z mysla o najmłodszym, bo nie najmniejszym członku rodziny, czyli synu, kóry prawko dopiero zacznie jak sie tylko zima skończy.

Tu historia była znacznie krótsza jesli chodzi o wybieranie, a znacznie dłuzsza jak chodzi o poszukiwania. Zacznijmy od tego, że klasa 125 nie nalezy do najtańszych jesli chodzi o motocykle z drugiej ręki. Nie jest tez najłatwiejsza bo wiadomo jakie grupy nimi jeżdżą. I w dojczlandii to nie sa nieswiadomi ujeżdżacze którzy mają uprawnienia automatycznie nabyte po odbyciu karencji z kategorią B. nie, tu nie jest tak łatwo i nie jest automatycznie, bo kasa sie musi zgadzac i chciał nie chciał, by móc 125 ujeżdżać na kategorii B i tak trzeba sie zapisac do szkoły, przejsc szkolenie praktyczne i teoretyczne. Różnica jest taka, ze nie ma potem żadnych egzaminów. Kto wiec ujeżdża 125-tki? Młodzi adepci sztuki, tacy jakim niedługo bedzie mój syn. Efekt? Większosc maszyn jest zwykle srogo starganych i nosza slady trudnego życia. Dadatkowym negatywnym tego skutkiem jest kwota ubezpieczenia w pierwszym roku, która przekracza koszt ubezpieczenia mojego 300 konnego potworka ziejącego dwutlenkiem węgla niczym starsze V8. Na szczęscie po roku od razu spada o 40% oczywiscie pod warunkiem braku przygód. 

Samo wybieranie przeszło dwuetapowo. Jako, ze jak wspomniałem najmłodszy wcale nie jest najmniejszy a właściwie największy, bo choć niski nie jestem to już patrzy na mnie z góry to wybór nie jest taki prosty. Starsze 125tki typu naked odpadły w przedbiegach, bo sa po prostu za małe. KTM Duke może? Znaleźliśmy, przymiarka i kupa śmiechu bo synek wyglądał na nim jak kardridż wystający z konsoli Pegasus. No komedia. trzeba szukac czegoś co ma poważniejsze rozmiary. Znaleźliśmy zupełną nowośc w ofercie FB Mondial o nazwie Flat track. Super moto, sam bym sobie kupił. Duży, wysoki, powazny i...nie ma przedniej lampy. Taki trik, ze zastosowane dwie lampy w technologii LED są tak ukryte, ze bez zapalenia po prostu ich nie widać. Ale syn nadal nie był przekonany a konkretnie był, tylko nie mówił głośno, ze zwyczajnie zafiksował sie od pierwszego wejrzenia na Aprilkę i nie było dyskusji. I tak sie złozyło, ze tydzien w tydzien przejeżdzałem obok pewnego domu przed kórym stała takowa i w pewnym momencie pojawiła się w ogłoszeniu do sprzedania za ludzką cenę. pojechalismy, poogladaliśmy, przejazd próbny (po SV-ce to były z tym jaja, bo nie umiałem ruszyć, za mało mocy) i... Droga do domu ok. 20km wcale sie nie dłużyła a motorek jest naprawde fajowy. Do tego jest to jedna z edycji "Replica" a konkretnie chodzi o wzór malowania Marco Melandriego. Synowi ów zawodnik jest kompletnie obcy ale replika to replika, cena raczej już spadać nie będzie. I na dokładke dedykowana i nadajaca świetne brzmeinie temu motorkowi pucha Leo Vince SBK - zbieznosc całkowicie przypadkowa budująca rodzinną wspólnotę. Bzynka prezentuje sie tak:

I na koniec życiowe perypetie, które można okreslić mianem "jak to z kobietami bywa, czyli szalony brak zdecydowania". Bo kupowanie motocykla dla żony odbyło sie zupelnie inaczej niż szablonowo.

Zerwaniem z szablonem był przede wszystkim tryb poszukiwania. przewalając oferty w poszukiwaniu motocykla dla mnie, pokazywałem jes co raz to inny pytając "a taki, a co o tym myslisz, a ten ci sie podoba?" i nigdy nie było tego ostatecznego łał. Zwykle zdawkowe odpowiedzi "moze byc, nie, o boże co to za brzydactwo" To ostatnie raz mocno zabolało bo to reakcja na TL1000S. No to myśle sobie...A kij tam, pokaże jej jakis fikusny wynalazek, to sie odczepi i uzna, ze to co jej pokazuje, jest super. poszukałem i bam...No takiego dziwadła to dawno nie widziałem. 

- Pa jaki śmieszny motorek.

- Ooooo, jaki ślicznyyyyy...O jej co to, jak sie nazywa, ile kosztuje, chce taki!

No kurrrr... Nie wierzę! Jak to sie stało? Pokazałem jej Husqvarne Svartpilen 701 i... Przepadła. Dla mnie na pierwszy rzut oka ten motocykl był silnie przekombinowany stylistycznie a jednoczesnie taki jakby toporny, minimalistyczny, prosty jak młotek bez trzonka. No po prostu dziwadło. Dziwadło, które jednak jakoś intrygowało, to trzeba przyznać. Nieco ponad 20km od nas jest salon KTM, kóry jest właścicielem Husqvarny, sprawdzamy, mają i 401 i 701 i Svartpilena i Vitpilena. Jedziemy zobaczyć wynalazek.

Pierwszy kontakt z tym motocyklem jest co najmniej zaskakujacy. na zywo juz taki fikuśny sie nie wydaje. Całkiem normalny ale tez bardzo harmonijnie skrojony. W czarnym macie trochę taki cichociemny ale czuć, że łobuz. potem włazisz na to i stwierdzasz "kurde, jak rower!". motocykl jest komicznie lekki i przedziwnie wąski. Naprawde, dla kogos kto dosiadał różnych maszyn wyda sie tatoalnie dizwny a chwilę po tym przywoła wspomnienia. Wspomnienia motocykli na jakich zaczynaliśmy. lekkie, wąskie, przyjemne w obejściu, łatwe w prowadzeniu. Róznica polega na tym, ze tamte to były zwykle 125,250 a maksymalnie 350-tki. Tu mamy 700. Więc jak to możliwe? Yamaha szczyci się tym, ze ich MT07 to najlzejszy motocykl w klasie. Yamaha kłamie! Svartpilen 701 gotowy do jazdy waży tyle co MT07 na sucho! Tu nie ma zadnego oszustwa i to czuć. Ten motocykl nie waży nic, dosłownie. kiedy wsiadacie na niego, ujmujecie kierownicę by postawić go do pionu to nawet nie zauważacie, ze już jest w pionie. Do tego heble od brembo, zawias WP z pełną regulacją i sprzegło hydrauliczne. nie iwem dlaczego, ale KTM pod nazwą Husqvarna zbudował motocykl dla mojej żony i nawet o to nie pytał, czy nam bedzie potrzebny.

Było jednak kilka złych wiadomości. Model jest stosunkowo młody, wiec na rynku wtórnym praktycznie nie występuje, nowy kosztuje trochę dużo i najgorsza - ten konkretny model znika z oferty od 2021, wiec salony mają to co mają i albo bierz albo spadaj. Do tego własciwy Svartpilen powinien być czarny, bo to w końcu "Czarna strzała" jak mówi sama nazwa. Mat pasował tym bardziej, bo w takim kolerze żona chciała mieć wszystko, zaczynając od kasku.

Nastapiła chwila uspokojenia. Czas przemysleń i ewentualnych dalszych poszukiwań. Ale Svartpilen nie odpuszczał małżonki pewnie za sprawą wziętych ze sobą folderów informacyjnych. podczas przegladania okazało się, że dealer, który jest blisko nas miał raczej średnio preferencyjne ceny bo nieco dalej te same motocykle były jednak nieco tańsze. Miedzy innymi w miescie, do którego coedziennie moja żona jeździ pracować. Nie zaszkodzi sie zorientować i tam.

Żeby nie przedłuzać - sobota, pakujemy się, lecimy, oglądamy, przymierzamy, myslimy aż w koncu otrzymujemy informację, że w czarnym macie został i tak tylko jeden i wiecej juz nie będzie. Dobra ile? I tu miła niespodzianka, bo podana cena była o grube 3 koła niższa od tej jaką słyszeliśmy pierwotnie pierwszy raz oglądając Huskiego. Mineło kilka tygodni przemysleń i przegryzania tematu i ostateczna decyzja. Dodam tylko, ze jeszcze biliśmy sie z myślami czy nie lepiej jednak na dzień dobry brać 401, który na pewno bedzie łatwiejszy do ogarniecia a i cena kolejne 2 koła niżej. Ale 400-setka ma pewne braki stylistyczne, których małzonka przeboleć nie mogła. Do tego powiedzmy sobie otwarcie - 400-tka mogła by sie dośc szybko okazac jednak zbyt mała i niedostateczną. Po co dwa razy brodzić w tym samym bagienku jak można sprawe załatwić jednym ruchem. I tyle. troche potrwało zanim załatwilismy wszelkie formalnosci, rejestrację itp. pierdoły wydłuzające okres do odbioru maszyny ale dobrnęliśmy do finału, i jest. I jak cholercia na poczatku się z niego śmiałem tak powiem, że dziś już wiem, że nie ma w tym Huskim niczego śmiesznego. To bardzo zabawawy motorek, który jak mu jednak pozwolić to moze urwac łeb z kręgosłupem i nie powie przepraszam, bo sam tego chciałeś.

Prezentuje sie to cudo z ABSami, trakcjami i cudami współczesnej techniki tak:

Na początku napisałem, że zaczynamy od najpowazniejszego sprzetu i wymieniłem SV650 zamiast wiekszej pojemnosciowo Husqvarny. Właśnie..Większej pojemnosciowo i na tym jej wielkosć sie kończy. Huska jest jednak nieco mniejsza od SV. Jest też lżejsza i ma tylko jeden cylinder. Kto miał kiedykolwiek do czynienia z V2 o układzie L, czyli chocby tak jak w Ducati ten wie jaki charakter maja takie silniki. Svartpilen jest niemal liniowy. idzie wprawdzie od dołu do samej góry ładnie i bez zająknięcia. SV natomiast przez swój silnik ma charakter znacznie bardziej dziki. Tu nie ma opcji "mozesz sie pomylić" przy odkręcaniu gazu, bo o ile Huski po prostu zacznie rwać do przodu o tyle Suzuki przy takiej akcji po prostu wyrywa sie jak wściekła. Róznica jak miedzy koniem ujeżdzonym i nie ujeżdzonym, gryzacym i kopiacym niesfornym, nie lubiacym narzucania mu cudzej woli. nie jest tajmenica przecież, ze SV wszystkie inne 600-tki z okresu równorzednej produkcji odstawia okrutnie i nie poddaje sie aż do dojscia do najwyższych obrotów. Poza tym nie ma tu ABS ani kontroli trakcji, tu wszystko jest analogowe, wymagające jednak nieco umiejętności i myslenia o tym, co sie chce zrobic. Huska wybacza mase błedów i nie straszy w zadnym momencie, nie wierzga, nie chce cię zrzucić. Więc mimo, że dziela je prawie dwie dekady to Suzuki w tym zestawieniu okazuje sie motocyklem znacznie bardziej poważnym. Oczekujacym w siodle motocyklisty a nie adepta sztuki. Nie znaczy to, że uważam iż jest zła dla poczatkujacych. nie, jest dobra ale ów poczatkujacy to musi być ktoś o nieco specyficznym podejsciu i majacy jednak duzo oleju w głowie i respektu przed maszyną, która ujeżdża oraz umiejący podejmnowac swiadome decyzje a nie pod wpływem chwili. Huska taka nie jest. Tu respekt znika samoistnie juz po pierwszym kilometrze. Małpi mózg włącza isę po 5 kilometrach i człowiek zaczyna robić głupie rzeczy zupełnie nieswiadomy, że je robi.

I wtedy pownien wsiąść na Aprilie, żeby sie uspokoić.

Do zobaczenia na drogach. LWG

Komentarze : 4
2020-12-09 22:19:32 thrillco

Ej...był czas, to jeszcze zanim w ogóle mogłem pomyślec, że bedę miał GS500, ze byłem niemal zakochany w bandicie, choc nawet nie mogłem nim pojechac bo nie miałem prawka. Zadnego. Ale Powoli sie szykując do jednośladowej przygody 9czyli kompletując niezbedne akcesoria jak kask czy ochraniacze) zajeżdżałem regularnie do jedynego wówczas w okolicy dealera H-D, Suzuki i yamahy. I tam zobaczyłem Bandita 600, który był wtedy nowoscią. Obok stała XJ600 i wygladała przy nim biednie. I ta nazwa...Bandit. Po latach wiadomo już, ze bandit z bandyta wspólnego miał niewiele i właściwie po prostu był wygodny. i niezawdny bo obudowany wokół niesmiertelnego olejaka, którego największy idiota nie był w stanie w prosty sposób zabic (pamietam jak byłem na zlocie, na którym jakis nawalony autohton z okolicznej wsi rżnał bandita na odcięciu regularnie od 20 do 2 w nocy po czym rano skacowany spokojnie odjechał nim do odmu. No i na LeMans to wyłacznie na banditach buduje się maszyny hukowe - zdjecie w galerii, które robią hałas przez praktycznie cały czas trwania wyścigu, czyli 24h do czasu az silnik nie wyzionie ducha, a jak nie wyzionie to wtedy go wrzucają do ogniska zeby spłonał) i to tyle SVki jeszcze wtedy nie było. A ja przy rtym bandizorze potrafiłem orbitowac czasem i 2h tak byłem zafiksowany. Ale jednak to co od zawsze cenię nie tylko w motocyklach to niska waga, bo ona zawsze rekompensuje ew. niedostatek mocy i daje znacznie lepsza zwrotność. I powiedzmy sobie szczerze, dzis nie robi sie motocykli 2 osobowych, jesli to nie jest ADV lub typowy turystyk. Wszystkie inne to typowe jednoosobówki z dodatkowym siedzeniem na podwózke. Wystarczy spojrzec na to co mam u siebie. Aprilia to oczywiscie sport wiec tu nie ma mowy o plecakowaniu dlaje niz do pobliskiego sklepu i oby był jak najblizej. Huska choc tego nie widac, to ma drugie miejsce ale układ siedzenie-podnóżki jest tak skonfigurowany, ze trzeba być bardzo odwaznym pedofilem, bo tylko 12 latka bedzie sie czuła tam w miare wygodnie o ile nie jest za wysoka. Na SV od biedy da sie wytrzymac nieco dłuzej ale tez co najwyzej kółeczko po okolicy i raczej kazdy miałby dosć.

2020-12-09 21:41:52 jazda na kuli

sv i apka najbardziej mi się podobają, choć huska też w jakiś sposób ciekawa. na swój pierwszy duży sprzęt wybrałem bandita 600 n 2001 a głównym konkurentem była taka sv. do dziś zastanawiam się czy to był na pewno dobry wybór - sv jest dużo lżejsza, co bardzo cenię. btw, po latach miałem okazję pojeździć sv 650 ale tą eską no i była trochę niewygodna, ale jezdziła bardzo rozrywkowo. bandziorek zaś był b wygodny jak na nakeda, co pozwoliło mi bez żadnej niewygody pokonać trasę do Finlandii i z powrotem bez mrugnięcia okiem. kiedy go sprzedałem kumplowi sam mając już kawasaki z 75o i zmieniliśmy się w trasie na chwilę to poczułem znów tą wygodę, przy której kawa była hardkorem - pamiętam, że kumpel podsumował wtedy, że moja zetka to totalna hujnia :)

2020-12-09 20:39:02 thrillco

Ja z całego serca polecam Huskiego. Ma dużo przewag nad MT07. Pomijając, że to faktycznie dwa bardzo rózne motocykle, to jednak Yamaha jest typowym nakedem na 2 rzedowych garach, która z wydechu wydaje jakieś niezidentyfikowane pierdzenie. huski natomiast, choc jakoś szczególnie głosne nie jest to brzmi przyjemniej. Do tego jest chyba znacznie bardziej "ruchliwy" w miejskich uliczkach (zasługa sporego skretu i małego promienia zawracania), mega przyjemnie zbalansowany wagowo. Wsiadajac nie czujesz wogóle tych kilogramów, troche jak na wiekszym rowerze do powaznego dwonhillu, manewrowanie jest dziecinnie proste ale jak wyjedziesz poza miasto to niczego nie braknie. jako, że rollgaz jest na Drive by wire to jest megaprecyzyjny, strojenie silnika zrobiono tak, że z racji braku zadupka przed odwinięciem trzeba sie mocniej cwhycić kierownicy, inaczej ustawicznie dupa jedzie na tył az nie odpuscisz. Czy bezkompromisowy. nie iwem, za mało jeszczep iojeździłem. W choere mi sie podoba to, że odminnie od MT07 huski ma własny, wyraxny charakter. jest motocyklem takim jakiego sie szuka, jesli szuka sie czegos niepowtarzalnego. Aktulanie moto jest jeszcze na dotarciu wiec nie wolno mi przekraczac w miare mozliwosci 6500 obr. Na chwile obecna trudno mi jest sobie wyobrazić co moze sie dziac powyzej, bo te 6500tys. obrotów już wystarczy by grubo powariować, bo jak napisałem silnik idzie liniowo. na zbyt wysokim biegu troche sie najpeirw dizniwe potelepie a potem jak juz wibracje zanikają to idzie non stop do przodu. Do tego jeszcze jedno. jego domeną sa zakręty. ten motocykl wręcz nie lubi prostych, bo sa nudne. Ale zakręty najlepiej naprzemienne to jest to co chcesz nim jechac..lewy do prawego, prawy do lewego i ogien, ogien i nie masz dosc a on jakby sie tylko cieszył razem z tobą. To moto zony ale kurde..kocham go :)

2020-12-09 20:13:17 okularbebe

Kiedyś przebrnąłem przez test porównawczy chyba w Motocyklu tej właśnie Husqvarny z MT07, bo mnie zainteresowała właśnie w tej wersji kolorystycznej i w takim porównaniu. Zapamiętałem z tamtej treści, że to dwa różne motocykle. I że z tą Husqvarną jest tak samo jak z KTM na jednym, wielkim garze. Czyli tak, jak się spodziewałem. Czyli bezkompromisowo. Czyli kozacko. Czyli brutalnie.

  • Dodaj komentarz