20.02.2022 10:51
Coś za coś
I tak właśnie się stało. Nowy rok przywitał mnie
słońcem i temperaturami powyżej 10st. Nie było się nawet sensu
namyślić, co do tego, czy sezon należy zacząć. Do tego
krótko przed świętami trafił mi się nowy zakup
wyprzedażowy. Ostatnia część garderoby, której mi bardzo
brakowało - spodnie z podpinką na chłodne dni. Była promka 50%,
grzechem byłoby nie skorzystać. Można więc powiedzieć, że mam
komplet na chłodniejsze i słabsze dni lata i to komplet od
Buse. Sprawdzić jednak trzeba a okoliczności
bardziej sprzyjające być nie mogły, bo dotychczas przy
temperaturach poniżej 13 st zwyczajnie było mi zbyt
zimno. To był pierwszy wyjazd w roku a od tego czasu
nastąpiły kolejne, bo zima taka wiosenna w tym roku. Komplet
ubranka sprawdza się doskonale i wychodzi na to, że nie tylko
góra ale właśnie ciepły dół jest równie
istotny. Zdarzały się wyjazdy, które wymuszały powroty już
po zmierzchu przy 3-5st i nie zmarzłem ani razu. Powiem więcej,
raz jakoś chłodno mi się zrobiło na ostatnich kilometrach przed
domem, rzut oka na termometr - 2,5 st. niby wyjaśniało sprawę ale
jednak nie. Po prostu zapomniałem się zapiąć i 20km przeleciałem
z rozpieta do połowy kurtką. Jak wielka różnice robi dobry
ubiór przekonalismy sie podczas pierwszego wyjazdu
małżonki od czasu zakończenia rehabilitacji złamanej nogi. ja
mógłbym tego dnia do zachodu słońca ganiać bez żadnych
ujm, bo kiedy tylko jest w miare sucho i powyżej 5 st. to już
wiem, że muszę się martwić tylko o rozgrzanie opon a nie o to czy
mi bedzie zimno. Małżonka niestety takich zasobów
garderobianych nie ma. Dziwne, bo to domeną kobiet jest kupowanie
za wiele i bez potrzeby. Właściwie to nie dziwne, bo moja
piękniejsza część motocyklowej rodzinki ubranek na motocykl ma
całą furę ale nic z tego nie nadaje się na jazdę wczesną wiosną.
Nie zrobiliśmy tego dnia nawet 20 km i miała serdecznie dosyć,
jazdę trzeba było zakończyć tak z powodów zmarznięcia a
przede wszystkim z uwagi na bezpieczeństwo. Jeżdżenie na
motocyklu ze skostniałymi palcami rąk i trzepiąc się całym nie ma
wiele sensu a może doprowadzić do tragedii. Nie warto robić tego
na siłę, bo ma być to przyjemność a nie męka i walka z własnymi
słabościami i przyrodą. Od tego są sportowcy i na pewno wychodzi
im to lepiej niż komukolwiek z nas mijanemu na drodze. Coś za
coś. Jak dotąd najdłuższy wyjazd udało się zaliczyć
na dwa motocykle, z poznanym w ubiegłym roku kolegą. Zaplanował
wyjazd na kawę, który ostatecznie skończył się pokonaniem
niemal 200 km. To był świetny dzień. Bardzo rześki nawet po
godzinie 11, kiedy wyruszyliśmy i przyjemny praktycznie do samego
powrotu pod dom w porze obiadowej. A kawę zamówiliśmy tego
dnia w miejscu, gdzie jak się okazało, podają ją w miskach na
zupę i także w tej ilości. Kawa była super, tylko wywołała w
drodze powrotnej pewne, znane pewnie wszystkim kawoszom
perturbacje. Po drodze trafiliśmy na jedno dodatkowe zagrożenie o
tej porze roku - młodą rogaciznę. Udało się bez większych
perturbacji ale trochę stracha na pewno narobiły.
Szczególnie, że tak dla nas jaki dla tych
parzystokopytnych był to pewnie pierwszy kontakt tego
typoszeregu. Samochody pewnie już znały, ryczącego znacznie
głośniej metalowego konia raczej nie, więc ich reakcja była
trudna do przewidzenia i wymagająca wzmożonej uwagi. W
ogóle o tej porze roku, choćby właśnie z powodu tego, że
młode potrafią się pojawiać nawet na niezalesionych odcinkach
drogi lepiej panować nad stanami euforii i pokonywać kilometry
najwyżej z prędkościami dopuszczalnymi a lepiej nawet nieco
wolniej. Coś za coś. Sprawiająca coraz więcej problemów
Aprilia RS4 125 syna zaparkowała w końcu u człowieka,
który miał się nią solidnie zająć i doprowadzić do
porządku, tak bym ja miał spokojna głowę o zdrowie chłopaka a on
wreszcie pełnię szczęścia z posiadania pierwszego, wymarzonego
motocykla. Człowiek, który wziął ją pod skrzydła jest
specem najwyższej próby, to już wiem, choćby po sposobie w
jaki informuje o tym co i gdzie zaszło i co zostało zrobione.
Szkoda, że takich ludzi trzeba z coraz większą świecą
szukać. Niedługo odbiór maszyny. Czekamy
właściwie na właściwą pogodę. Niestety obecnie szalejący orkan
wymusił odłożenie w czasie tej operacji, której sam
doczekac sie nie moge, bo coś mi mówi, że różnica
będzie ogromna. Tanio niestety nie było, bo ilość znalezionych
problemów, ceny części i zakres prac był bardzo spory. Coś
za coś. Mój Shiver natomiast już czeka na swoje
graty, bym mógł we własnym zakresie wykonać to co
niezbędne w jego obsłudze i przygotowaniu do sezonu, czyli
wymiana oleju i filtrów. Niestety wadą bardziej
współczesnych motocykli jest i tak wymuszone przez
producenta wizytowanie autoryzowanego serwisu, celem skasowania
na wyświetlaczu ikona klucza, która przypomina o potrzebie
wykonania prac serwisowych po osiągnięciu określonego przebiegu.
Do tego dojdzie oczywiście pełna diagnostyka i choć prace nie
będą pewnie trwały dłużej niż 15 minut to rachunek pewnie będzie
zbliżony do tego, który zapłacę za to co wymienię we
własnym zakresie. Coś za coś. Jako, że Shiver technicznie nadal stanowi dla
mnie sporą zagadkę, w wolnych chwilach skupiłem się na
odnalezieniu schematów budowy całego motocykla. Po co? Po
jedno, że będę wiedział gdzie co w motocyklu jest a po drugie, że
wiem co ile kosztuje. No i lubie wiedzieć, tak po
prostu. Przy okazji bliżej zainteresowałem się układem
rozrządu, bo ów jest dość nietypowy jak dla
współczesnej maszyny, co mnie odrobinę zaskoczyło. Okazuje
się, że to układ kombinowany, gdzie łańcuchy rozrządu (bo są dwa)
napędzają jedno koło zębate, które potem napędza kolejne
dwa koła zębate kręcące wałkami rozrządu. Wszystko oczywiście
razy dwa, po jednym komplecie na cylinder. To wreszcie wyjaśniło
mi tajemnicę dość osobliwej pracy silnika, który jest
bardzo zbliżony do tego znanego z Hondy VFR 800, która ma
rozrząd na kołach zębatych. Zaletą jest, że cały układ nie
posiada żadnego napinacza łańcuchów i nie wymaga
interwencji nawet po 40 tys.km. To zresztą mogłoby być małą
tragedią, bo ewentualna konieczna wymiana wiązałaby się z
kosztami jakie trzeba ponosić np, przy samochodowych silnikach
V8. Ot technika! W ogóle ciekawie wyglądają interwały
serwisowe Aprili Shiver 900, pomijając fakt, że niezależnie od
przebiegu, niektóre rzeczy trzeba zrobić co najmniej raz w
roku. Niemniej po 10tys. wymaga wyłącznie wymiany filtra
powietrza (który tani nie jest), całą resztę (olej,
filtry) wykonuje się dopiero po 20 tys.km, zaś po 40tys. km
przychodzi duży serwis z wymianą wszystkich płynów, także
w przednim widelcu oraz sterowanego hydraulicznie sprzęgła. Mogę
więc zaryzykować stwierdzenie, że jest motocyklem ogólnie
mało wymagającym. Co jednak nie tłumaczy ceny za filtr powietrza,
który wymieniać trzeba najczęściej. Coś za
coś. W całej tej euforii braku potrzeby przerywania
sezonu na dłużej niż parę tygodni, jeżdżąc zapominam robić
zdjęcia, więc tym razem biblioteka będzie dość uboga. Poza tym
dopadł mój telefon ten sam kłopot co wielu innych
używających telefonu jako nawigacji na uchwycie przy kierownicy -
aparat jakos niechetnie łapie ostrość i robi dość słabe fotki. A
robił wcześniej wspaniałe. Coś za coś.
Komentarze : 2
No yamahy z tym motorem tak mają. Kolega ma MT07 i potwierdizł, że nic nie ma. Apki maja to juz od kilku lat. Fajne i nie fajne jednoczesnie, bo albo jeździsz oddawac pieniadze za nic albo jeździsz z wnerwiająca ikonką klucza :/
Czytając uświadomiłem sobie że Tenera nie wyświetla żadnych powiadomień o nadchodzącym serwisie. Tiger wyświetlał symbol płaskiego klucza.
Archiwum
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Na wesoło (1)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (17)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)